poniedziałek, 28 lipca 2014

Taniec trzeci


Fanfiction: nie



                - Szszszsz…. Słyszałeś to? – na oko dwudziestoletnia, wysoka  dziewczyna spojrzała na swojego towarzysza, który napiął mięśnie i chwycił pewniej miecz w dłoniach.
 - Nie. Nie zapominaj, że z nas dwojga to ty masz lepszy słuch. Ja wykonuję inną robotę – odszepnął.
 - Z tamtej strony – wskazała brodą północ. Przyjrzała się swojemu koledze: czarnowłosy, opalony chłopak wpatrywał się czujnie w ciemność. – Myślisz, że to Ciemni? Nie poznaję jeszcze dźwięku ich chodu, ale prawdopodobnie to oni… Kto inny by nas ścigał?
 - Oby. Ciemnych możemy załatwić, ale gdyby to byli Tamci… Tylko ucieczka mogłaby nas uratować.
     Siedzieli w ukryciu przez kilka minut. Lekki wiaterek poruszał listkami na roślinach w lesie. Co jakiś czas słychać było także trzask złamanej przez jakieś nocne zwierzątko gałązki. Niecierpliwa dziewczyna zaciskała i rozprostowywała dłoń. W końcu zacisnęła ją na przegubie towarzysza.
 - Będą tu za chwilę. Pamiętaj o planie – bardziej zobaczył, niż usłyszał co powiedziała. Skinął głową: po tylu akcjach nie mógł nie pamiętać o planie…
     W tym samym momencie usłyszał głośny trzask łamania gałęzi: nie mogło tak zrobić żadne zwierze. Wcisnęli się mocniej w kryjówkę, by po chwili – kiedy to faktycznie Ciemni przejechali obok nich – z niej wyskoczyć.
     Para współpracowała niczym zawodowi mordercy. Chłopak bezlitośnie ciął mieczem wszystkich zaskoczonych Ciemnych wokoło niego, a jego partnerka bawiła się z nimi jak kotka z myszkami – odskakiwała na bok, żeby wypuścić kilka strzał, podbiegała, zadawała im bezpośrednio rany kłute zatrutymi strzałami i, parskając śmiechem, znowu odskakiwała. Wydawało się, że bardzo dobrze znała teren.
 - Jak ci idzie, Will? – krzyknęła.
 - Nie najgorzej! – odkrzyknął, także roześmiany. Obojga coraz bardziej bawiła ta rozgrywka – oni na blisko dwudziestu Ciemnych, którzy mimo przewagi nie dawali sobie z nimi rady.
     Nagle dziewczyna zasyczała z bólu – w lewą dłoń miała wbity sztylet. Odrzuciła z wściekłością łuk – teraz nie mógł się jej na nic przydać. Nie bacząc na ból wyrwała broń z ciała, powaliła nadbiegającego Ciemnego kopniakiem i poderżnęła mu gardło. Obróciła się wokół własnej osi i rzuciła ostrzem w najbliższego przeciwnika. Widząc ruszających jeszcze dwóch Ciemnych w kierunku Willa, rzuciła się tam biegiem. W momencie, w którym chłopak przebijał mieczem wroga, ona wskoczyła na plecy drugiemu i skręciła mu kark, wyjąc przy tym z bólu. Ciemny opadł pod nogi Willa, a dziewczyna z niego zeskoczyła.
 - Urwij mi kawałek koszuli, jeśli łaska – wydyszała, pokazując chłopakowi dłoń. Skrzywił się i zrobił, co kazała. Robiąc jej ten prowizoryczny opatrunek, starał się zawiązywać koszulę jak najdelikatniej.
 - Do licha, Will, przed chwilę zarżnąłeś tylu Ciemnych, a teraz bawisz się w łagodną pielęgniarkę? Dalej, bo chcę zobaczyć, jakie bronie przy sobie mieli. Mam nadzieję na jakiś porządny sztylet, swój już dawno zgubiłam – wyszczerzyła się. Czarnowłosy przewrócił oczami.
 - A później będziesz narzekać, że cię coś boli – mruknął. Wzruszyła jednym ramieniem i ucałowała go w policzek. Chłopak westchnął ciężko, ale na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
 - Ugh, Zoey… Zrobione.
 - Dzięki – uśmiechnęła się lekko, ale po chwili spochmurniała. – Dlaczego wciąż na nas polują? To nie my wybiliśmy im pół wioski…


*słabo*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz