niedziela, 5 lipca 2015

Taniec dziesiąty


Fanfiction: tak
Fandom: Harry Potter

                Lilyanne Evans westchnęła po raz setny tego wieczora. Stary Dumbledore (duży udział miał tu profesor Slughorn, który miał ochotę na duże przyjęcie pożegnalne dla siódmoklasistów: odchodziło wielu pupilów profesora) organizował bal dla członków Klubu Ślimaka oraz klas piątych wzwyż. Evans nie rozumiała idei całej tej imprezy, a już z pewnością nie chciało się jej na nią wybierać – był gorący koniec czerwca, zakończenie roku było już tuż-tuż, a ona chciała teraz tylko jednego: odpoczynku od całego tego zgiełku związanego z egzaminami. Chciała nacieszyć się jak najbardziej mogła wolnym czasem spędzonym w zamku, ponieważ wcale nie spieszyło się jej jechać do domu. Petunia ostatnio miała jeszcze gorsze dni (czy raczej miesiące…). Być może jej złość spotęgowana była strachem przed tym, że jej prawie-narzeczony, Vernon, odkryje przerażającą prawdę o siostrze swojej wybranki.
     Mając jednak przyjaciółkę, która uwielbiała tańczyć (co za tym idzie, nie mogła przepuścić żadnego balu, a przecież nie odbywały się one często)oraz koleżanki z dormitorium, które także się wybierały, Lily także zdecydowała się pójść. Bardziej od odpoczywania chciała przebywać w towarzystwie przyjaciółki i dobrze się bawić.
     Patrząc na podniecone dziewczyny, które uwijały się w szaleńczym tempie po dormitorium, mogła tylko wzdychać. Szczerze mówiąc, Evans siedziała na łóżku tylko w szlafroku, z jeszcze mokrymi włosami, a do rozpoczęcia przyjęcia została niecała godzina. Chabrowa sukienka wisiała na wieszaku, a czarne buty na niskim obcasiku stały obok łóżka. Wystarczyło tylko podsuszyć włosy, ubrać się, zrobić coś z włosami, nieco przyczernić rzęsy – ot, jak dla Lily, niecałe trzydzieści minut. Z lekkim rozbawieniem patrzyła na to, jak cztery dziewczyny starają się nadrobić stracony na wcześniejszych pogaduszkach czas. Raz po raz wpadały na siebie w niewielkim dormitorium.
     W końcu i na Evans przyszedł czas: znudzona czekaniem, zaczęła się przygotowywać. Po rzuceniu zaklęcia utrwalającego jej luźnego koka, założyła buty i wyszła z dormitorium pod rękę z Danielle. Wybierały się same, chcąc spędzić wieczór w swoim towarzystwie.

                Do Wielkiej Sali, gdzie organizowane było przyjęcie, dotarły wraz z wybiciem pełnej godziny. Bal się rozpoczął. Gdzieś w tłumie uczniów Lily zobaczyła pozostałą trójkę koleżanek z dormitorium, a nieco dalej Syriusza Blacka. Pewnie gdzieś blisko niego pałętała się reszta Huncwotów.
 - Dobry wieczór, dziewczyny. – Usłyszała za sobą głos. Odwróciła się z uśmiechem, podobnie jak Danielle.
 - Witaj, Remusie. Jak się czujesz? – zapytała Lily.
 - W porządku, dziękuję. Muszę przyznać, że pięknie wyglądacie. Na pewno oczarujecie niejednego chłopaka. – Lupin uśmiechnął się miło.
     Danielle parsknęła śmiechem.
 - Lily już jednego oczarowała – rzuciła pod nosem.
    Evans uderzyła piąstkami w ramiona dwójkę swoich przyjaciół.
 - Och, Remusie, nie bądź taki oficjalny. A ty, Danielle, nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, bo coś ci się przez przypadek stanie. – Danielle pokazała jej język.
 - Dziewczyny, właściwie to mam do was małą sprawę. Nie widziałyście może gdzieś reszty Huncwotów?
 - Jasne, Syriusz dopiero co był… - zanim Lily zdążyła wskazać ręką kierunek, usłyszeli głośne wołanie nikogo innego, jak samego Blacka w trochę pomiętej koszuli i z krawatem zwisającym z zaciśniętej dłoni. Rudowłosa wzniosła oczy do sufitu, podczas gdy jej przyjaciółka chichotała wcale nie tak cicho pod nosem.  Jak na Blacka przystało.
 - Luniu, przyjacielu mój!
     Chwilę później Remus z Syriuszem pożegnali dziewczyny, po czym oddalili się załatwić tylko sobie znane sprawy, a przyjaciółki wmieszały się w tłum tańczących nastolatków.

                Do końca przepisowego, określonego przez profesorów czasu trwania balu została niecała godzina. Większość młodzieży bawiła się jeszcze w najlepsze w Wielkiej Sali, a Lily siedziała dziedzińcu przed drzwiami Hogwartu, czekając na Danielle.
     Noc była wyjątkowo ciepła i przyjemna. Mimo temperatury poprzednie noce były lekko zachmurzone, przez co nie dało dobrze zobaczyć gwiazd: teraz Lily zadarła głowę do góry i wpatrzyła się w niebo, szukając znanych sobie konstelacji. Westchnęła z zadowoleniem, kiedy odrobinę mocniejszy powiew ciepłego wiatru rozwiał kosmyki włosów wokół jej twarzy.
 - Piękna noc, prawda? – zapytała Lily, kiedy usłyszała, jak jej przyjaciółka siada obok niej.
 - Tak, masz rację – odpowiedział jej głos na pewno nie należący do Danielle. Evans opuściła głowę, poznając Jamesa Pottera. Przewróciła oczami, kiedy zobaczyła kątem oka jego uśmiech. – Nie krzyw się. Wiem, że moje towarzystwo niezupełnie ci odpowiada, ale Danielle kazała mi przekazać, że bardzo przeprasza, ale musi iść do dormitorium po inne buty. Coś tam jej zrobiły w nogę.
     Lily prychnęła. Dobrze wiedziała, że jej przyjaciółka potrafi wyleczyć nawet dużą ranę szybko i sprawnie, więc byle odcisk nie sprawiłby jej najmniejszego kłopotu. Podstępna, mała bestyjka.
 - No cóż, skoro tak mnie tu nie chcesz, to dobranoc i miłej zabawy – chłopak zaczął się podnosić, otrzepując spodnie. Zanim Lily się zorientowała, trzymała go za rękę i ciągnęła w dół. Coś w jego głosie kazało jej to zrobić. Głupi Potter.
 - Możesz zostać – powiedziała. Czuła, że musi się jakoś wytłumaczyć, dodała więc jeszcze: - W gruncie rzeczy, w nocy fajniej siedzi się we dwie osoby. To znaczy, chodzi mi o to, że ostatnio różne rzeczy dzieją się Hogwarcie, no i…
 - Dobra, Evans, dobra, rozumiem. Nie musisz się tłumaczyć.
     Dziewczyna powstrzymała się przed prychnięciem. Głupi, głupi Potter.
 - Właściwie to czemu siedzisz tutaj? Nie jest za wygodnie, nie sądzisz? – zapytał i, nie czekając na jej odpowiedź, wyczarował dosyć duży, gruby i miękki koc. Położył się na nim, zaplatając ręce pod głową. Po chwili zastanowienia, Lily położyła się obok. Przynajmniej patrzeć w gwiazdy będzie wygodniej.
     O dziwo Gryfonka nie czuła żeby cisza, która zapadła, była krępująca. Ciężko było jej przyznać się przed sobą, ale paradoksalnie miała wrażenie, jakby dopiero teraz znalazła swój czas potrzebny do  spokojnego wypoczynku – przecież to głównie James i Huncwoci byli przyczyną jej krzyków i nerwów.
 - Słuchaj, Lily… - chłopak odezwał się nagle, a Evans, trochę już sennie, odnotowała w pamięci, że powiedział jej po imieniu. To chyba znak, że coś poważnego leżało mu na sercu. – Nie wiem, czy kiedykolwiek przeprosiłem cię za to, jaki byłem i za kłopoty, które na ciebie sprowadzałem. Nie wiem do końca, czy lubisz mnie choć trochę i czy się zmieniłem, bo może nadal masz mnie za tego bezwartościowego debila sprzed ponad roku, ale naprawdę chcę przeprosić. Za mnie i za resztę Huncwotów.
     Lily ziewnęła głośno, zatykając sobie usta dłonią.
 - Przepraszam – wymruczała, trochę zawstydzona. – Wcale nie uważam cię za bezwartościowego debila, James.
 - Naprawdę? – radość i nadzieja w jego głosie były wręcz namacalne.
     No właśnie, Evans, naprawdę?
 - Przepraszam, kiedy chce mi się spać, mówię i robię pierwsze, co mi przyjdzie do głowy  – i znów się przed nim tłumaczyła. Nie cierpiała tego, jak potrafił wpłynąć na jej zdanie.
     Znów zapadła cisza. James, po trosze ucieszony odpowiedzią leżącej obok niego dziewczyny, nie miał zamiaru jej przerywać. Spojrzał kątem oka na jej twarz, lekko oświetloną przytłumionym światłem sączącym się z niedalekiej latarni. Oczy miała przymknięte, a z półotwartych ust wydobywał się cichy oddech.  Chłopak uśmiechnął się do siebie, nie mając najmniejszego zamiaru przerywać Lily.

                Bal dobiegł końca, Wielka Sala w magiczny sposób wróciła do swojej dawnej postaci, profesorowie oraz uczniowie zaczęli rozchodzić się do swoich dormitoriów, a prefekci dopilnowywali, by nikt nie został na korytarzach. Jeden tylko prefekt zapomniał o swoich obowiązkach: rudowłosa dziewczyna leżała prawie na wznak na dziedzińcu. Koło niej wyciągnięty był ciemnowłosy okularnik. Gdy tylko jego towarzyszka zasnęła na dobre, wyczarował drugi koc, przykrywając ją.
     James dźwignął się do pozycji siedzącej, starając się zrzucić nogi Evans ze swoich kolan tak, aby jej nie obudzić. Kiedy mu się to udało, odkrył koc i wziął ją delikatnie na ręce. Machnął krótko różdżką, i gdy zniknęły koce, pewniej przytrzymał dziewczynę. Modląc się o to, by nie spotkać na swojej drodze Filcha lub Irytka, ruszył, jak mógł najszybciej, do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
     Dotarł przed portret Grubej Damy, która uchyliła dopiero co przymknięte powieki.
 - No, no, James, wszyscy już… Och, przepraszam – wyszeptała, kierując wzrok na śpiącą Lily. Chłopak wzniósł oczy do góry i podał hasło wiedząc, jaki temat do rozmów będzie miała Gruba Dama przez najbliższy czas.
     Kiedy portret za nim zatrzasnął się, dotarło do niego, że nie ma jak dostarczyć Lily do jej dormitorium. Jemu samemu ręce zaczęły trochę ciążyć. Mimo szczupłego ciała rudowłosej Potter przeszedł nie tak krótką odległość, co teraz zaczęło dawać się we znaki. Postanowił położyć ją na kanapie, mając nadzieję, że się na niego za to nie obrazi.
     Już, już miał ją kłaść, kiedy poczuł, jak jej ręce zaciskają się mocniej na jego karku. Sapnął, kiedy jedna dłoń Lily zabłądziła w jego włosach. Niepewny, co ma zrobić, przystanął koło kanapy.
 - Hm? Która godzina? – usłyszał jej zaspany, lekko ochrypnięty głos. Nie otworzyła oczu, James więc domyślił się, że dziewczyna nie do końca wie, co się dzieje.
 - Nie za bardzo wiem – odszepnął. Rozszerzył oczy, a jego serce zabiło mocniej niż dotychczas: Lily wcisnęła swoją twarz w zagłębienie jego szyi.
 - Okej – odpowiedziała z ustami przy jego skórze, a James poczuł, że kompletnie odpadł. Wcześniej nie twierdził, że ją kocha czy coś takiego, ale od jakiegoś czasu wiedział, że mu się cholernie podoba. Teraz było inaczej: kiedy na nią patrzył, widział jaka jest bezbronna w takim stanie. Nie chciał, żeby coś jej się stało. Pragnął przy niej być i ją chronić, choć dobrze wiedział, że da jakoś sobie radę sama. Czuł, że coś się zmieniło, jeszcze bardziej: nie tylko w nim samym, ale może i nawet w Lily. Zastanawiał się, czy będzie taki dzień, kiedy nie będzie na niego prychać, kiedy pozwoli mu na bycie bliżej, kiedy będzie do łez śmiała się z jego żartów, kiedy pozwoli mu nawet skraść całusa.
     Cóż, James nie przewidział, że to Lily woli to zrobić, dlatego kiedy pocałowała go miękko w krzywiznę jego szczęki, dosłownie zastygł w miejscu. Dziewczyna zachichotała cichutko.
 - Dzięki, Potter. Czasami jesteś naprawdę fajnym chłopakiem – rozluźniła uścisk na jego szyi, a on machinalnie wypuścił ją z rąk. Czuła, jak jego spojrzenie wypala jej dziurę w plecach, kiedy jeszcze, na pół śniąc, powłóczyła się do swojego dormitorium.
     Głupi Potter.
     Chłopak poprawił okulary na nosie, nie panując nad swoim rozlewającym się szybko na twarzy uśmiechem. Kiedy chce mi się spać, mówię i robię pierwsze, co mi przyjdzie do głowy. Merlin jeden wie, jak James w tamtej chwili chciał, by ta dziewczyna częściej siedziała przy nim zasypiając.



Gdyby ktoś wyłapał błędy, to proszę pisać.
 

2 komentarze:

  1. Ach, wydawało mi się, że skomentowałam, a jak weszłam, bo chciałam jeszcze raz sobie poczytać (taa, przeczytało się wszystkie blogi w kolejce, a przy śniadaniu trzeba coś robić, więc czemu by nie czytać po raz kolejny kilku one-shotów?) i patrzę, a tu ,,brak komentarzy". To się wzięłam wreszcie do roboty i jestem!
    Hm, nie do końca orientuję się w tym, który to rok, ale podejrzewam końcówkę szóstego z kilku powodów: pod koniec piątego chyba zdarzyć by się nie mogło, bo wtedy Lily raczej przeżywałaby stratę Snape'a. siódmy rok też odpada, bo w czerwcu raczej byliby już razem... Oczywiście mogę się mylić, ale szósty rok byłby w moim mniemaniu najlogiczniejszy (;
    To było takie słodkie, romantyczne i zwyczajnie... awwww! Tego typu opowiadania uwielbiam, a jak są jeszcze o moim ulubionym paringu, to już pełnia szczęścia. Błędów nie wyłapałam.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, no tak :D W mojej głowie to także był szósty rok, ale jakoś, nie wiem czemu, nie wtrąciłam tego tutaj.
      Rany, nawet nie wiesz, jak poprawił mi humor Twój komentarz. Dziękuję ślicznie, naprawdę! ♥
      Pozdrawiam również!

      Usuń